Już nigdy nie będę sama

Wychowałam się w rodzinie katolickiej. Moi rodzice byli praktykującymi katolikami i tak mnie wychowali.

W dzieciństwie, młodości i w życiu dorosłym byłam osobą zakompleksioną, czułam się odrzucona przez rówieśników, czułam się inna, gorsza, niechciana. Mimo powodzenia w nauce, na studiach i potem w pracy zawodowej, czułam się samotna i zagubiona. Kiedy oglądam zdjęcia grupowe z tego okresu to widzę, że prawie nigdy nie patrzyłam prosto w obiektyw. Mój wzrok zawsze gdzieś uciekał na boki.

W tym okresie Pan Bóg był dla mnie kimś dalekim, surowym, bardzo wymagającym sprawiedliwym sędzią, który za dobro wynagradza, a za zło karze. Nie czułam Jego ojcowskiej obecności. Chodziłam do kościoła bo uważałam to za obowiązek, ale nie miałam z Panem Bogiem bliższych relacji. Moja modlitwa sprowadzała się do ciągłego monologu w którym prosiłam, prosiłam, prosiłam… o różne sprawy z reguły dotyczące innych. Był też w moim życiu grzech, z którym długo nie mogłam sobie poradzić. Jeździłam na pielgrzymki, m.in. do Medjugorie, do Rzymu oraz wielu miejsc w Polsce, ale traktowałam je w dużej mierze turystycznie. Teraz jednak, z perspektywy lat i doświadczenia wiem, że Pan Bóg stale był blisko mnie, szukał mnie, prowadził i nie pozwolił abym zeszła na złą drogę.

W 1996r. – gdy miałam już 61 lat – doświadczyłam zagrożenia życia, (podejrzenie o nowotwór piersi, na który chorowała też moja mama). Wtedy koleżanki zabrały mnie do Łodzi na spotkanie „JEZUS ŻYJE” z charyzmatykiem ojcem Emilienem Tardifem. W całodniowym spotkanie na lotnisku uczestniczyło około 200 tyś ludzi. Tam zobaczyłam i doświadczyłam, że Jezus nie jest Bogiem dalekim ale jest Bogiem żywym, który działa teraz w swoim kościele, który troszczy się o swoje dzieci. Byłam tam świadkiem wielu uzdrowień, słyszałam świadectwa ludzi uzdrowionych – widziałam ich. Poznałam Boga żywego, bliskiego, troszczącego się dzisiaj o nas. W tym też roku wybrałam się na pieszą pielgrzymkę do Częstochowy. Ale szłam już ze świadomością, że Pan Bóg jest blisko z nami. Moje życie zaczęło się zmieniać. Zaproponowano mi pracę w kancelarii parafialnej, zaproszono do „żywego różańca”, wciągnięto do pracy w grupie CARITAS. W końcu trafiłam do małej grupy modlitewnej Odnowy w Duchu Św.

W 2004r. przeżyłam seminarium odnowy życia chrześcijańskiego. Na tym seminarium 9 maja 2004r. zaprosiłam Jezusa do mojego życia jako osobistego Pana i Zbawiciela. Oddałam mu swoje, życie, zawierzyłam Mu i prosiłam, aby mnie prowadził. Ponieważ, z racji wykształcenia, jestem osobą do której najbardziej przemawia „szkiełko i oko” to w czasie gdy modlono się nade mną po obraniu Jezusa za Pana On dał mi odczuć fizycznie Swoją obecność. Miałam uczucie wielkiego ciężaru na ramionach, który ze mnie spadał. To uczucie jest we mnie stale żywe.
Teraz Jezus jest moim przyjacielem do którego mogę się zwracać w każdej sprawie, który mi pomaga rozwiązywać trudne problemy, ale też prowadzi w sprawach drobnych. Jeżeli tylko pozwalam Mu prowadzić się wszystko jest jak należy. Pewnego razu w małej grupie modlitewnej wypadło na mnie prowadzenie spotkania. Bardzo chciałam dobrze wypaść. Wzięłam kartkę, długopis, Pismo Święte, usiadłam i pisałam scenariusz modlitwy. Prowadziłam ją, ale była jakaś niemrawa, taka nijaka. I mimo tego, że jeden z uczestników mnie pochwalił dla zachęty wiedziałam, że to nie to. Następnym razem zrobiłam inaczej: pomodliłam się i prosiłam Jezusa, żeby to On był gospodarzem spotkania, a ja żebym była tylko Jego narzędziem. I wtedy czułam jak modlitwa wszystkich pociąga i biegnie płynnie. Po seminarium wstąpiłam do wspólnoty, która od roku ma piękną nazwę „MOJE W NIEJ UPODOBANIE”. We wspólnocie nauczyłam się wyrażać szczerze swoje myśli, czego przedtem nie czyniłam z obawy, że coś powiem źle, że się skompromituję, będę źle oceniona. We wspólnocie nikt mnie nie oceniał krytycznie ale cierpliwie słuchano, wspierano w wątpliwościach i delikatnie korygowano błędy. Nauczyłam się lepiej poznawać mojego Pana przez czytanie i rozważanie jego słowa: PISMA SWIETEGO, przez dzielenie się z innymi moimi odczuciami, refleksjami oraz słuchanie innych.

A kiedy ogarnia mnie duchowe lenistwo to spotkania wspólnotowe i w małych grupkach mobilizują do dalszego wysiłku, modlitwy, lektury i wzrastania. W razie potrzeby mogę prosić o modlitwę za mnie lub za drogich mojemu sercu. We wspólnocie znalazłam grono przyjaciół, z którymi chętnie przebywam na modlitwie i chętnie odpoczywam. Wiem, że zawsze mogę liczyć na ich modlitwę i pomoc nie tylko duchową.

Obecność we wspólnocie nie odebrała mi codziennych kłopotów i zmartwień ale znalazły one właściwe miejsce w hierarchii wartości.

Odkąd poznałam Żywego Boga bardzo się zmieniłam. Często się zdarza, że idąc śpiewam pieśni uwielbienia, a spotkani znajomi ludzie dziwią się, że jestem taka radosna mimo, że niby jestem sama. Ale ja już nigdy nie będę sama, bo zawsze obok mnie bardzo blisko jest mój Pan i Zbawiciel – mój Przyjaciel Jezus Chrystus.

Chwała Panu.

Ludmiła G.